Paremiologia na niby, czyli „fake Chinese proverbs”

Szanghaj

Szanghaj

Jak już kiedyś wspomniano, często używane zwroty LONG TIME, NO SEE [„Kopę lat!], czy NO CAN DO [„Wykluczone!”/ „Tego się nie da zrobić!”] to kalki chińskich wyrażeń, odzwierciedlające składnię i morfologię języka chińskiego (brak przedimków, brak jakichkolwiek końcówek deklinacyjnych/koniugacyjnych, składnia typowo pozycyjna). Warto podkreślić, że szyk  prostego, oznajmującego zdania w języku angielskim i chińskim jest w zasadzie taki sam. Język angielski, jednakże, zachował niektóre cechy języków fleksyjnych (np. końcówka 3 os. l. poj. czasu teraźniejszego, końcówka czasu przeszłego, końcówka liczby mnogiej rzeczowników) oraz cały system określników (takich jak, między innymi znienawidzone przez uczących się przedimki „a/an” i „the”).  Oprócz wielu funkcji, pozwalają one na rozróżnienie pomiędzy częściami mowy (np.  „patient” (cierpliwy – przymiotnik) i „a patient” (pacjent – rzeczownik).

W języku chińskim przedimków nie ma, więc fakt ten, między innymi, wykorzystują użytkownicy języka angielskiego tworząc setki „chińskich przysłów”, których rudymentarna składnia odzwierciedlać ma (często w bardzo stereotypowym zakresie) składnię języka chińskiego.

Podstawowe zasady to: brak wyznaczników czasu (czasownik w zasadzie występuje w formie podstawowej), brak wyznaczników liczby (rzeczowniki w liczbie pojedynczej), brak przedimków (co często skutkuje wieloznacznością użytych słów i co jest  najczęściej podstawowym elementem odpowiedzialnym za humorystyczny efekt). Oto kilka przykładów:

Man who want pretty nurse must be patient.

Man who run in front of car get tired.

Man who run behind car get exhausted.

Man with one chopstick go hungry.

Tak się jakoś składa, że zdecydowana większość „chińskich” przysłów to takie, które mogą być uznane za balansujące na granicy dobrego smaku, a nawet obraźliwe, dlatego też (z tzw. oczywistych  względów) zostaną tutaj  pominięte.

Odmianą wyżej opisanych przysłów są te, które zaczynają się od słów „Confucius say…”.  Chiński filozof ma za zadanie uwiarygodnić to, co chcemy przekazać (choć w zasadzie wszyscy wiedzą, że Konfucjusz nic takiego nigdy nie powiedział). Przykłady:

„Confucius say: when lady say maybe, she mean yes. When lady say no, she mean maybe. When lady say yes, she no lady.”

„Confucius say: man who eat photo of father, soon spitting-image of father.”

Cechą większości „chińskich przysłów”  jest ich nieprzetłumaczalność (w większości przypadków). Jest to szczególnie widoczne w drugim przysłowiu „Konfucjusza”. Oczywiście, można je przetłumaczyć w warstwie powierzchniowej, ale wtedy będzie to tak samo zabawne, jak opis działki budowlanej z przeznaczeniem na drewutnię. Dlatego też, pomimo pozornej prostoty, wychwycenie niuansów językowych większości takich  przysłów wymaga naprawdę  dobrej znajomości języka.

Żeby lepiej  zrozumieć tę nieprzetłumaczalność, posłużmy się pewnym polskim dowcipem: Czy Tusk ma winnicę? Bo ostatnio stale ktoś poleca „Wina Tuska”.

Spróbujmy to przetłumaczyć na angielski,  ale  bez dodatkowych omówień i wyjaśnień  na pół strony. Nie da się.

PS. Prawdziwa kultura chińska to tysiące wspaniałych (i prawdziwych) przysłów. Ciekawym przysłowiem (a równocześnie przestrogą) dla każdego tłumacza (ale nie tylko),  może być poniższe przysłowie:

Dú shū xū yòng yì, yī zì zhí qiān jīn, co w wolnym tłumaczeniu znaczy: Kiedy czytasz, nie pozwól, by umknęło ci nawet jedno słowo, bo może ono być warte 1.000 sztabek złota.

PS  2. Wg MS Word,  powyższy tekst składa się z 485 słów.  To w kontekście powyższego akapitu :-). 

Reklama

Skąd się ONA wzięła, czyli tajemnica zaimka SHE…

Skąd się  ONA wzięła? Oczywiście, że z żebra Adama.  Niektórzy tak twierdzą do dziś.

Znacznie trudniej jest wyjaśnić pochodzenie angielskiego zaimka osobowego SHE [ona].

W okresie rozwoju języka zwanym Old English (mniej więcej jakieś tysiąc lat temu, plus minus kilkaset lat), zaimki osobowe całkowicie różniły się od tych używanych współcześnie . Odmieniały się przez przypadki, występowały w liczbie pojedynczej, mnogiej i… podwójnej, ale przede wszystkim wyglądały inaczej.

Przyjrzyjmy się trzeciej osobie.  Fascynujące zaimki WIT [nas dwoje], oraz GIT
[was dwoje], które „wzięły i wymarły”,  pozostawmy na inną okazję.

Kiedyś

Teraz

he         [on]
hēo she       [ona]
hit it           [ono]
they      [oni]

Na pierwszy rzut oka widać, że z wyjątkiem zaimka HIT (który w prosty sposób przekształcił się we współczesny zaimek IT), wszystkie pozostałe zaimki osobowe
w trzeciej osobie liczby pojedynczej i mnogiej wyglądały bardzo podobnie,
a wymawiane były prawie identycznie
(najprawdopodobniej – bo, jak wiemy,
nie zachowały się żadne nagrania sprzed tysiąca lat).

Skutek: w języku angielskim istniał (przynajmniej w wariancie mówionym) uniwersalny (bądź nienacechowany płciowo) zaimek. Właściwie nie wiadomo było, czy mówi się
o nim, o niej, czy też o nich. Taka sytuacja znacznie komplikowała proces plotkowania. Trzeba było jakoś to wszystko odróżnić. W północnej części Wielkiej Brytanii przebywały wówczas (na pobycie stałym), plemiona  z sąsiedniej Skandynawii, których języki/dialekty były bardzo podobne do staroangielskiego. Jednakże używany przez nich zaimek osobowy w 3 os. l mn. (oni/one) był zupełnie inny (þai – oraz þeim
þeir(e) [w przypadkach zależnych]. Widzimy zatem podobieństwa do współczesnych zaimków THEY/THEM/THEIR.  Ponieważ populacja na tamtych terenach była dwujęzyczna (w różnym stopniu), normalne w takich okolicznościach jest przenikanie elementów jednego języka do drugiego. Innymi słowy, zaimek „they” przyjął się bardzo szybko, ponieważ było odpowiednie zapotrzebowanie. W przypadku zaimków w liczbie pojedynczej Skandynawowie mieli podobną sytuację, jak ówcześni Anglicy (do dziś różnica między zaimkami 3 os. l. poj. jest minimalna w większości języków skandynawskich (HAN  [on], HON / HUN [ona] – w j. szwedzkim / norweskim i duńskim). Co więcej, współcześnie języki te rozróżniają 2 rodzaje gramatyczne:  rodzaj wspólny (bądź męsko-żeński) oraz rodzaj nijaki. Czyżby Wikingowie (ówcześni i współcześni Skandynawowie) byli zupełnie pozbawieni szowinizmu (językowego)?

Warto zauważyć, że do dziś, w niektórych konserwatywnych dialektach brytyjskich  (przynajmniej w postaci mówionej), używany jest jeden zaimek, wymawiany mniej więcej jak „zredukowane /e/” (fachowo nazywa to się SCHWA), który znaczy zarówno ONA jak i ON, szczególnie w kontekstach, gdy rodzaj nie jest znany, lub nie jest istotny.

Jak widać, skandynawscy najeźdźcy nie bardzo mogli pomóc sfrustrowanym Anglikom w dokonaniu rozróżnienia pomiędzy NIM i NIĄ. Skoro nie dało się  pożyczyć niczego odpowiedniego od plemion ościennych, trzeba było coś wymyślić. I wymyślono SHE.  Około połowy XII wieku. Pewne jest to, że zaimek SHE pojawił się nagle, jako odpowiedź na potrzebę językową.

Choć nie wiadomo skąd pojawiło się magiczne słowo  SHE [być może zaadoptowano stary zaimek wskazujący rodzaju żeńskiego SEO „tamta”], wiemy natomiast, że jest to twór sztuczny, wymyślony „na potrzeby sytuacji”.  UWAGA: wszystkim tym, którzy twierdzą, że SHE pochodzi z kosmosu, mówimy stanowcze NIE:-)

PS nr 1.

Historia powoli zatacza koło. Stosowanie form „he/she”,  „s/he”, „his/her”, „him/her” jest coraz częściej postrzegane jako niezręczność językowa. Stosowanie zaimka HE (mówiąc również o kobietach) to przejaw szowinizmu… Bo przecież Kopernik była kobietą (cytując klasyka)!

W sukurs przyszła nienacechowana rodzajowo skandynawska pożyczka, czyli … zaimek THEY i jego warianty (fachowo określane jako „singular they”). Przykłady:
A good student must always do their homework” lub „Someone called but they didn’t leave any message”.

PS nr 2.

American Dialect Society ogłasza co roku „Word of the Year” (słowo roku). W roku 1994 było to słowo „cyber”, w 2003 – „metrosexual”, itd. Ogłasza też słowa dekady
(np. czasownik „to google” to słowo lat 2000-2009), słowo stulecia („jazz” – słowo XX wieku). Teraz rzecz najważniejsza: słowem drugiego tysiąclecia (1000-1999) został uznany… zaimek SHE.

Idiomy i ich fascynujące (czasami) pochodzenie

Wikipedia definiuje idiom jako „wyrażenie językowe, którego znaczenie jest swoiste, odmienne od znaczenia, jakie należałoby mu przypisać biorąc pod uwagę poszczególne części składowe oraz reguły składni.” Definicja całkowicie wystarczająca.

Wyrażenie „PUT UP WITH” [dosłowne znaczenie części składowych: KŁAŚĆ + KU GÓRZE + Z], faktycznie znaczy „znosić coś, kogoś;  wytrzymywać coś, z kimś”. W tym przypadku znaczenia poszczególnych części składowych nijak się mają do znaczenia całego zwrotu.

Z kolei „LONG TIME NO SEE” („Kopę lat!” / „Dawno się nie widzieliśmy”) – to właściwie kalka chińskiego wyrażenia, łącznie z szykiem zdania i elementami składowymi. Podobną genezę ma powszechnie używane wyrażenie „NO CAN DO” (Nic z tego / Nie da się tego zrobić). W tym przypadku reguły składni angielskiej zostały całkowicie zignorowane, ale dzięki temu język zyskał kilka ciekawych zwrotów.  Inne, podobne zwroty, to konstrukcja (typowo chińska): NO ____, NO____: np. NO TICKET, NO SHIRT (w wolnym tłumaczeniu „Koszule wydajemy tylko za okazaniem paragonu”, zwrot pierwotnie używany w pralniach chemicznych, które często prowadzone były przez chińskich imigrantów). Konstrukcja ta jest niezwykle produktywna, więc bywa używana w innych, równie ciekawych kontekstach, np.  „NO MONEY, NO TALK„, „NO GLOVE, NO LOVE”, itd…

Każdy język ma tysiące idiomów. Niektóre z nich są charakterystyczne tylko dla jednego języka, inne są współdzielone przez języki z danej grupy, bądź rodziny językowej. Niektóre z nich różnią się pewnymi elementami składowymi (np. w języku polskim „kopie się w kalendarz”, natomiast w angielskim „kopie się we wiadro” [w znaczeniu: umrzeć]. Część z nich pochodzi z bardzo dawnych czasów, dlatego też ich warstwa powierzchniowa jest (pozornie) nieczytelna. Część z nich jest współczesna i łatwa do zinterpretowania pod względem etymologicznym. W niektórych przypadkach zupełnie nie wiadomo, skąd wziął się dany zwrot. Przyjrzyjmy się kilku wybranym wyrażeniom idiomatycznym z języka angielskiego.

ADAM’S APPLE (jabłko Adama), czyli widoczna na szyi chrząstka tarczowata u mężczyzn i niektórych kobiet , to podobno część zakazanego jabłka, którego kawałek utknął Adamowi w gardle (i  został do dziś).

Zwrot ALIVE AND KICKING  [w doskonałej formie] pochodzi podobno od drugiego i trzeciego trymestru ciąży, w którym ciężarna kobieta odczuwa coraz częstsze kopnięcia płodu, dzięki czemu ma pewność, że dziecko jest żywe (i najchętniej zdrowe).

Z kolei zwrot TO BE THE APPLE OF ONE’S EYE  [być oczkiem w głowie (kogoś), dosłownie: być  źrenicą oka (kogoś)] to dosłowne tłumaczenie hebrajskiego wyrażenia ze Starego Testamentu (tappuah). Analiza obu wyrażeń wskazuje, że wiedza z zakresu anatomii musiała być większa na obszarze anglojęzycznym. W końcu wiedzieli, że najważniejsza jest źrenica. Bo przecież można mieć piękne oczy, ale jak źrenica szwankuje, to nici z widzenia.

Ciekawe pochodzenie ma zwrot A BAKER’S DOZEN (znaczenie: trzynaście, dosłownie: tuzin piekarski). Podobno w średniowiecznej Anglii piekarze mieli tendencję do zaniżania wagi chleba / bułek, dlatego też dodawali bezpłatnie jeden bochenek więcej, by uniknąć „bezpodstawnych” oskarżeń. W 13 wieku określono wagę wypiekanych chlebów, stąd w przypadku dowiedzenia niedowagi, piekarz postawiony byłby pod pręgierzem (w najlepszym przypadku). Może warto przywrócić wspominaną karę (pręgierz) w naszym kraju (mam na myśli oszustów z branży spożywczej).

TO BEAT ABOUT THE BUSH [owijać w bawełnę] to termin pierwotnie używany w związku z polowaniami. Naganiacze  (beaters) uderzali kijami w krzewy (about the bush) i drzewa, wypłaszając zwierzynę, która wybiegała prosto na myśliwych, a ci, możliwie szybko (bez owijania w bawełnę), oddawali strzał. Swoją drogą ciekawe, skąd się wziął polski odpowiednik, czyli „bez owijania w bawełnę”?

THE BLACK SHEEP OF THE FAMILY [czarna owca w rodzinie] ma z kolei swoje źródło u pasterzy, którzy zawsze wiedzieli, że wełny czarnej owcy nie można ufarbować, dlatego jest mało warta. Niektórzy twierdzili, że czarna owca przynosi nieszczęście stadu. Skutek: powody natury rynkowej oraz nieuzasadnione przesądy stoją za wyrażeniem określającym człowieka, który nie zachowuje się w sposób, oczekiwany przez resztę jego grupy / otoczenie społeczne.

A BLUE-EYED BOY [protegowany, faworyt, „pociotek”; dosłownie: niebieskooki chłopiec] pochodzi z czasów, gdy jasna karnacja i niebieskie oczy kojarzyły się z dobrocią i niewinnością. Stąd szczególne przywileje i profity. Zjawisko rosnące w postępie geometrycznym. W Polsce, niestety.

Ciekawą genezę ma zwrot CUT TO THE QUICK [dotknięty do żywego]. W języku staroangielskim wyraz „cwicu” oznaczał bardzo wrażliwą na ból część ciała, chronioną paznokciami u rąk i nóg. Zatem ktoś, kto został w przenośni cut to the quick odczuwa podobny ból, jak przy dotknięciu / przekłuciu końcówki palca, szczególnie gdy nie jest osłoniona paznokciem.  W przekładzie Biblii na język angielski słowo QUICK używane jest w znaczeniu „żywy”. Dlatego też „the quick and the dead” to „żywi i umarli”, a nie „szybcy i martwi” (jak chcieliby niektórzy). Z drugiej strony, intensywny i chaotyczny ruch samochodowy w niektórych wielkich miastach sprawia, że wyróżnić można tylko 2 rodzaje pieszych (szczególnie tych przechodzących na drugą stronę ulic):  szybkich albo martwych.

Każdy, kto uczył się angielskiego zna zwrot TO RAIN CATS AND DOGS (lać jak z cebra /o deszczu/). Skąd te koty i psy w angielskim? System odprowadzania wody deszczowej w przeszłości nie był tak skuteczny, jak dziś. Ulewne deszcze szybko zamieniały się w rwące potoki, które topiły niezliczone  bezpańskie psy i koty. J. Swift (1710) opisuje, że po intensywnym deszczu ulice były pełne martwych zwierząt.

Pochodzenie na pozór „bezsensownego” zwrotu AS FIT AS A FIDDLE (znaczenie: zdrów jak ryba, dosłownie: zdrowy/sprawny jak skrzypce) staje się jasne, jeśli wiemy, że w XVI wieku wyraz  fiddle oznaczał nie tylko skrzypce, lecz również grającego na nich skrzypka oraz wszelkich innych „artystów estradowych”, wnoszących dobry humor i radość.

Na zakończenie powróćmy do wcześniej wspomnianego wyrażenia „TO KICK THE BUCKET” (umrzeć, „kopnąć w kalendarz”). Dosłowne tłumaczenie  –  „kopnąć we wiadro” –  ma niewiele więcej sensu, niż polski odpowiednik (czy ktokolwiek widział osobę kopiącą w kalendarz, lub choćby kopiącą kalendarz?) Okazuje się, że zwrot angielski (bo nim się zajmujemy) ma sens. Pochodzenie wyrażenia związane jest z …procesem zabijania świń. Zabite świnie zawiązywane były za tylnie nogi i podwieszane na drewnianej konstrukcji zwanej… bucket.  Ewentualne skurcze mięśniowe zabitej świni skutkowały ostatnim kopnięciem – właśnie w bucket (ten na górze).

Zadaję pytanie raz jeszcze: czy ktokolwiek widział osobę, która faktycznie kopała w kalendarz? Albo osobę, która rzucała okiem (nie mam na myśli filmów z serii „Piła”)?