Powszechnie uważa się, że Szwedzi, albo szerzej – Skandynawowie – znają bardzo dobrze język angielski. Będąc ostatnio w Sztokholmie mogłem wielokrotnie przekonać się o tym „na własne uszy”. Bardzo płynna i w zasadzie poprawna angielszczyzna z charakterystycznym, śpiewnym akcentem. Jedynym wyjątkiem była pewna pani w średnim wieku, która na moje pytanie, jak dojść do Gamla Stan (Stare Miasto), odpowiedziała – po polsku (!) – „zaraz… Gamla Stan.. to tam, tam” – wskazując ręką kierunek. W sumie miło i przyjemnie.
Językowe wysublimowanie próbowała zastosować pewna młoda dama, która chciała niepostrzeżenie „dołączyć” się do przedniej części kolejki czekającej na autobus mający zawieźć pasażerów na lotnisko. Wiadomo, autobus ma ograniczoną liczbę miejsc – osoby z końca kolejki musiałby czekać kolejne pół godziny na następny. Młoda dama stanęła najpierw z boku kolejki, potem zaczęła przysuwać się do niej mikroskopijnymi krokami, próbując w ten sposób „wtopić się” w stojącą obok rodzinę. Wyglądało to na opracowany i sprawdzony patent, bo nikt w widoczny sposób nie zwracał na to uwagi. Bardzo nie lubię, gdy ktoś wpycha się bezpardonowo bez kolejki (autobus lub pociąg, pas ruchu na drodze, itd.). Zwróciłem się do damy tymi słowy: „I am very sorry, but the end of this queue is about 20 metres back – over there”. Dama spojrzała na mnie i odpowiedziała „po szwedzku”: „Jag inte forstår på engelska” – co miało znaczyć, że nie rozumie po angielsku. Zdanie było całkowicie zrozumiałe, ale niepoprawne. We wszystkich językach germańskich „nie” stawiamy po czasowniku (np. I must not; ik spreek niet; jag talar inte; ich spreche nicht, itd.). W językach romańskich i słowiańskich sytuacja jest inna – zazwyczaj nie umieszcza się przed czasownikiem (np. non parlo italiano, no hablo ingles, nie mówię po polsku, itd.). Pani użyła polskiej / romańskiej składni, co dyskwalifikowało ją jako Szwedkę. Zresztą byłaby chyba pierwszą Szwedką niemówiącą po angielsku. Gdy powtórzyłem zdanie po polsku i wskazałem ręką koniec kolejki, Pani zdecydowała się nadal udawać, że nic nie rozumie, jednakże z obrażoną miną skierowała się na koniec kolejki. Udawała Szwedkę, czyli Greka. Ale polski chyba jednak znała, bo z torby wystawał jej Super Express.
Drugi ciekawy przykład to menu w restauracji sieciowego hotelu Ibis. Oprócz zatrważających cen (w końcu Szwecja to kraj, w którym – że zacytuję klasyka – „bogactwo aż piszczy”), znalazł się również kwiatek językowo-tłumaczeniowy. Szwedzki wyraz „rödtunga”, oznaczający solę cytrynową, został przetłumaczony na język angielski za pomocą słowa „witch” (czarownica, wiedźma). Z menu wynika, że po uiszczeniu 179 koron można dostać: „Wiedźmę usmażoną na maśle podaną ze szpinakiem w śmietanie, w sosie z białego wina i z młodymi ziemniakami” (butter fried witch served with creamy spinach, white wine sauce and new potatoes). Zastanawiam się, czy podają całą wiedźmę, czy też tylko jakąś część – przysłowiowe skrzydełko, czy nóżkę. Bo jeśli całą, to w sumie wychodzi niedrogo.
Pomimo smażonych wiedźm i udawanych Szwedek udających Greka, Szwecja to jednak wspaniały kraj – bardzo przyjazny dla użytkownika. Rozumiem, dlaczego refren hymnu szwedzkiego kończy się tymi oto słowami: „Ack, jag vill leva, jag vill dö i Norden” (Ach, ja chcę żyć, ja chcę umrzeć na Północy”).
Wiedźma bardzo mi się spodobała 🙂 Czasem zdarzają się różne „kwiatki”.. Sama łapię się za głowię gdy widzę np. „pieczone penisy” w menu włoskich restauracji w Polsce..
No tak – podstawowy błąd – wymiawianie PENNE z jednym N, czyli jak słowo PENE, a to już jest coś zupełnie innego. Ale nie ma się czemu dziwić, skoro w pewnym programie kulinarnym znająca się na „wszystkim” restauratorka też proponowała przygotowanie włoskiej przystawki pod nazwą ‚bruschetta’ (czyt: brusketta), wymawiając jej nazwę swoiście, a mianowicie jako *bruszetta (!!). A wracając do menu w restauracjach włoskich widziałem „Pizza ai FANGHI”, czyli pizza z … błotem, a właściwie różnymi rodzajami błota (l.p. FANGO, l.mn. FANGHI). Pewnie się czepiam, bo przecież różnica jest tylko w jednej literze: FUNGHI (grzyby)…
Dobre! o makaronie z błotem jeszcze nie słyszałam, ale brzmi nieźle 🙂 Błoto wolę jednak w spa niż w jedzeniu.. Kiedyś Pani w Zakopanym podała mi pizze FUNDŻI.. Zastanawiałam się czy to aby na pewno dla mnie.. A „Bruszetta” jest bardzo popularna.. nawet kelnerzy włoskich restauracji tak mówią..
ja gdzieś w Polsce trafilem w menu na sekcję „Denmark meat” 🙂
Zakładam, że chodziło o „Dania z mięsa” 😉
nigdy nie wiadomo „o czym chciał powiedzieć pisarz” 😉
Ciekawe czy ta wiedźma też tak śpiewała…
nie wiem, bo jej w końcu nie zamówiłem… 😉
Męczy mnie jedno pytanie: skąd się ta wiedźma wzięła – czemu właśnie tak przetłumaczono słowo rodtunga? Czy to jakaś kalka?
Chyba nie.
Wiedżma po szwedzku to häxa lub trollkvinna, więc też żadnych podobieństw nie ma.
Tunga to sola, ale równiez język (w znaczeniu anatomicznym). Dalej nie wchodzę, bo moja znajmość szwedzkiego jest sprzed 30 lat (znajomość nieodświeżana w międzyczasie). Ale solę od wiedźmy odróżnię mimo wszystko. Pozdrawiam.
A zatem to była zupełna licentia poetica. Ubawiłam sie setnie. Fajny post. Pozdrawiam!
Jak ja lubię zabawę słowem i znaczeniem 😉
Świetny tekst – bawi, martwi i uczy.